Jest u mnie taki zeszyt. W zeszycie tym zapisuję w punktach cele, które wyznaczyłam sobie do zrealizowania. Właśnie „cele”, a nie „marzenia”, bo to do celów się dąży i się je osiąga. A z marzeniami to wiecie jak bywa… Jednym z takich wyznaczonych sobie zadań było objechanie wyspy Bornholm rowerem po jej obwodzie. Ten punkt jest już dziś odkreślony, ale nie tak jak pozostałe – pojedynczą linią, a dwoma grubymi maźnięciami, bo daliśmy radę zwiedzić wyspę z dość kłopotliwym towarzyszem – 16-miesięcznym bobasem!
Komentarz